środa, 18 czerwca 2014

VII. But tonight I need you to save me, I'm too close to breaking.

"Ale tej nocy potrzebuję, żebyś mnie ocalił,
Jestem zbyt blisko załamania."
Tonight Alive - The Edge

Rozdzierający ból to wszystko co teraz czuła. Każdy jej nerw, każda cząstka ciała błagała o deszcz ulgi, o jakąkolwiek łaskę. Leżała na wpół przytomna na zimnej posadzce przypominającej jej zielenią kolor ziemi nad jeziorem Lost Souls. Miała teraz przed oczami twarz tego ciemnowłosego chłopca, który zostawił ją wtedy samą. Samą na pastwę losu. Trudno było jej w tym momencie ocenić, co byłoby gdyby on był przy niej, ponieważ w głowie miała tylko rozdzierający się obraz rozbierającego ją Moon'a, dotykającego, krzywdzącego... Nie mogła nawet uciec, uwikłana w coś czego nie mogła pojąć. "Jeżeli się stąd ruszysz, zabiję twojego ojca" mówił jej.
Poczuła przebłysk światła na twarzy, cichy szelest, jakby anioł zstąpił z niebie. Podniosła głowę do góry i ujrzała jakby stwórcę, ciemną postać zarysowaną białym, świetlnym konturem. Nim zdążyła się przyjrzeć kto to straciła przytomność, wycieńczona i pobita.
- Biedactwo - odezwał się mechaniczny głos. - Myślałaś, że ktoś po ciebie tutaj przyszedł - podszedł bliżej i dotknął siniaka pod jej prawym okiem, który swoją filetową barwą i wielkim rozmiarem odstraszał od zbliżania się do niej. - Po ciebie już nikt nie przyjdzie, bo jesteś moja! - uciął i ruszył w stronę drzwi by zamknąć Emmę w ciemnej szopie i zostawić, aż znów się ocknie.
***
Będąc poza domem długie 24 godziny, spędzając ten czas na poszukiwaniach, Anthony pomału, lekko tracił wiarę, że kiedykolwiek ją odnajdzie. Powoli zaczynał zatracać się tak bardzo, że pytał pojedynczych przechodniów, czy nie widzieli czasem żyjącego anioła. Tracąc nadzieję, tracił iskrę w swoim sercu, stając się zwyczajnym, szarym chłopakiem. Brnąc teraz do domu, w którym czekała pewnie Isabelle męczyły go tak wielkie wyrzuty sumienia, że nie potrafił trzeźwo myśleć. Poczuł krople wody na plecach, nadciągający deszcz, który w jednej chwili zamienił się w ulewę. Deszcz niczym jad obmywał go z nadziei. Stojąc na środku samotny krzyknął:
- Oddaj mi ją! Oddaj mi ją, Boże, tylko o to proszę! - czuł jak ziemia pod nim się załamuje, jak każdy jego nerw wypełnia się żalem. Jego łzy mieszały się z kroplami deszczu, mimo to czuł się przegrany, osamotniony i beznadziejny. Upadł na kolana w geście rezygnacji, jakby próbował wybłagać od Boga pojawienie się Emmy. - Oddaj mi ją, oddaj, oddaj...
Jakby przez mgłę zobaczył przed sobą postać Emmy. Tą, którą widział przed jej zniknięciem. Widział ją. Nie wiedział czy to omamy, może jakiś anioł zstąpił z nieba, nie było to dla niego ważne. Ważne było tylko to, że osoba którą teraz widział była Emmą. Delikatnie i powolnie zbliżała się do niego, wiatr przeczesywał jej włosy a kropelki deszczu omijały jej postać. Ten jedyny znak świadczył, że nie była ona prawdziwa. Mózg płatał mu figle, jakby podpowiadając, że nie może się poddać.
Podniósł się, mocno i stanowczo. Jego dłonie ułożyły się - zacisnął pięści. Wiedział, że ostatnie co powinien zrobić to poddać się. Emma by tego nie chciała, wymagałaby od niego walki. Powolnym krokiem ruszył w stronę jeziora Lost Soul, bo tak pokazywała mu postać anioła, który przed chwilą mu się ukazał.
- Znajdę cię, Ems. Znajdę - powiedział i ruszył szybkim krokiem. Każdy jego ruch sprawiał mu ból, przemęczenie brało górę, ale było to dla niego bez znaczenia. Liczyło się tylko jedno - odnaleźć ją. - Choćby na końcu świata - powiedział i zaczął biec.
***
Teo nie potrafił zrobić niczego. Jego umiejętności ograniczyły się do wiecznego siedzenia obok telefonu i czekaniu na jakikolwiek znak, że z Emmą wszystko w porządku. Jego życie przybrało szarych kolorów. Brakowało mu wszechobecnego bałaganu farb i pasteli, które zawsze były porozrzucane za sprawą Emmy, brakowało mu kliszy od aparatów, brakowało mu po prostu siostry.
Przypomniały mu się te wszystkie sytuacje, gdy miał ochotę szczerze pozbyć się jej, oddać gdzieś. Za każdym jednak razem, po każdej kłótni przepraszali i byli bliżej jeszcze bardziej. Teo poczuł ukłucie w sercu. Każda minuta upływała mu jak wieczność, nie potrafił już cieszyć się pięknem dnia, pięknem Luciany.
Ta natomiast traciła powolni nadzieje, czy jest potrzebna do czegokolwiek. Każda jej próba pomocy Teophilowi, zrobienia chociażby jedzenia, kończyła się awanturą, że nie interesuje ją los Emmy, że jest bez serca. Zazwyczaj jedzenie lądowało na podłodze lub, gdy Teo miał więcej humoru, w koszu. Atmosfera była coraz to gorsza, co powoli sprawiało, że każda z tych osób, które wydawałyby się wulkanem energii i umysłem pełnym pomysłów, powoli się wypalała.
Teophil siedział na kanapie w pogniecionym, starym t-shircie, trzymając w ręce telefon. Usłyszał kroki Lucy, lekkie i swobodne.
- Jeżeli masz zamiar znów wmuszać mi jedzenie, to radzę ci to wyrzucić w cholerę - oznajmił i przerzucił kanał pilotem, był zainteresowany bardziej telewizją, niż Lucianą. Zabolało ją to. Za każdym razem jej troski były odbierane jak atak. Nie potrafiła już tego znieść.
- Odchodzę - oznajmiła więc.
Żadnej reakcji, nawet ruchu. Teo siedział spokojnie wpatrując się w ekran telewizora. Lucy mogłaby przysiądź, że to nie ten chłopak w którym się zakochała. Podeszła do niego pełna żalu, chciała się z nim pożegnać, zrobić to tak, by tęsknił, by żałował.
Strata siostry to jedno, ale dlaczego trzeba wtedy również odrzucać innych? Lucy nie potrafiła zrozumieć postępowania Teo, chciała go wspierać a okazała się balastem. Nie wiedziała dlaczego, ale Teophil stał się jej obcy.
Usiadła obok niego i delikatnie dłonią dotknęła jego policzka, poczuła ruch pod palcami, ale żadnej innej reakcji. Odwróciła twarz Teophila w jej stronę, by móc go widzieć. Patrzył na nią jakby zza szklanej ściany, jakby nic do niego nie docierało. Czuła, że już za chwilę rozpłacze się wniebogłosy, a ponieważ nie chciała robić tego przy nim, postanowiła jak najszybciej stamtąd wyjść. Przybliżyła się do niego i delikatnie musnęła jego usta swoimi. Bez emocji, bez namiętności. Był to najsmutniejszy pocałunek w jej życiu, oddający żal i zawód. Uniosła się z kanapy i ze smutkiem udała się w stronę drzwi, opuszczając Teo, któremu po policzku, powoli spłynęła duża, błękitna łza.
***
Dobiegając do okolic jeziora czuł dziwną atmosferę tego miejsca. Nie był tutaj od czasu zaginięcia Emmy, mimo że usilnie prosił policję o sprawdzenie tego miejsca. Czasami zachowania funkcjonariuszy doprowadzały go do szału. Gnijący zapach bagna i błoto sprawiło, że jego humor, mimo że myślał że to niemożliwe, jeszcze bardziej się popsuł. Idąc tą drogą przypomniał sobie, jak razem z Emmą obrzucali się błotem. Była to jedna z tych chwil, kiedy czuł się szczęśliwy, bez ukrywania się pod powłoką sarkazmu. Będąc po prostu sobą. 
Idąc tak, w zamyśleniu potknął się i upadł na kolano. Poczuł przeszywający ból właśnie od tego miejsca aż po krańce nogi. Przewrócił się na plecy, by lekko sobie ulżyć, i zobaczył krew płynącą z jego kolana. Nie mógł wyprostować nogi, co źle świadczyło o jej stanie, martwił się jak wróci do domu, nie mając przy sobie nawet telefonu, by zadzwonić po Isabelle. Zesztywniała kończyna zaczęła puchnąć, sprawiła, że Anthony nie mógł się ruszyć. Poczuł, że coś gniecie go pod plecami - był to najprawdopodobniej jakiś kamień, przez którego się potknął.
- Ty cholerny kamieniu, czy nie mógłbyś zająć się swoimi sprawami, zamiast dobierać się do mojego, przyznam to, atrakcyjnego tyłka? - zapytał i sam zaczął się śmiać. Czuł się beznadziejnie, i być może był świadomy, że zakażona rana nie jest niczym dobrym dla osoby oddalonej od domu czy innych ludzi. - Umrę przez kamień, do cholery, Emma by się z tego śmiała! - krzyknął i zaczął się śmiać jeszcze głośniej. Przesunął się nieco by usunąć kamień spod jego pleców, ale zamiast tego wymacał jedynie coś, co przypominało uchwyt do drzwi. Zdziwiony - nie mogąc pozbyć się przeszkadzającej mu rzeczy - pociągnął za spust, nie zdając sobie sprawy, że za chwilę wyląduję poziom pod ziemią.
Poczuł ból nie tylko już w nodze, ale w każdej części ciała. Każdy jego nerw pulsował od bólu. Otaczała go teraz zasłona z kurzu i ziemi, był okryty błotem i nie przypominał nawet siebie. Rozejrzał się po chwili po pomieszczeniu, które nie wyglądało na takie, w którym nikt nie przebywał. Na podłodze walały się ubrania, na każdej ze ścian było pełno szafek, z których wysypywały się notatki, zdjęcia i klisze. Ciemność w tym pomieszczeniu sprawiła, że z początku nie zauważył leżącego w kącie materacu. Wyostrzając wzrok ujrzał leżącą na nim postać. Pobita twarz, brudne ubrania... Osoba była nieprzytomna a jej oblicze przysłaniał wodospad zaschniętych łez. Po krótkiej chwili zdał sobie sprawę, że osoba ta to dziewczyna. Była na wpół naga, jej chude nogi rozciągały się na błotnistej podłodze, były brudne od zaschniętej krwi. Wyglądała jak ofiara bezwzględnego gwałciciela i pewnie tak było, sądząc po krwi na jej nogach i pół nagim ciele. 
Kotara z kurzu pomału zaczynała opadać Anthony rozpoznał w dziewczynie cechy osoby dobrze mu znanej. Długie, choć brudne włosy były kasztanowe, nogi długie i proste, na lewej dłoni obok kciuka rozciągała się długa rana. Rana od poparzenia które spowodował jej brat gdy mieli 10 lat.
Anthony natychmiast zaczął się podnosić, mimo, że sprawiało mu to wiele bólu. Noga powoli przebijała się przez spodnie, puchnąc coraz bardziej ale to nie powstrzymało Tony'ego, który czym prędzej podbiegł do leżącej, nieprzytomnej dziewczyny. Odgarnął włosy z jej twarzy i zawył z wściekłości i smutku. Zorana twarz Emmy przypominała wyglądem obraz Picassy, pełna była kresek, uwypukleń i odcieni fioletu. Poczuł jak jego twarz zalewa się łzami, pełna ogarniającej go nienawiści. Delikatnie szturchnął Emmę, by ta się ocknęła. Zobaczył ruch pod jej rzęsami, obserwując jak ta powoli się wybudza. Nie chciał przy niej szlochać, ale się nie hamował, czuł, że oboje mogą z tego nie wyjść cało, nie żałował więc, że dopuścił do tego, że płacze przy dziewczynie. Dotknął dłonią jej policzka, po raz pierwszy był tak blisko niej. Nie tak jednak wyobrażał sobie ten moment. Wiedział co Emma musiała przejść, co jej wyrządzono, był wściekły jak jeszcze nigdy. Jego żyły wypełniała nienawiść. Mimo to był bardziej opiekuńczy niż zwykle, czuł, że tak trzeba. Poczuł lekki ruch, Emma złapała się za nagie ciało, które pokrywała tylko rozdarta koszula, zakaszlała i próbowała okryć w jakiś sposób swoją nagość. Anthony nigdy nie płakał tak bardzo jak w tej chwili. Bolało go, jak Moon skrzywdził jego Emmę. Tak, Emmę. JEGO Emmę.
- Emma - powiedział tylko i złapał ją za rękę. Jej dłoń była jakby zwiędła, nie potrafiła go nawet porządnie złapać, martwił się coraz bardziej. - Emma, jestem przy tobie - powiedział tylko i delikatnie ucałował ją w policzek. Ta, jakby uderzona, odsunęła się natychmiast i zaczęła krzyczeć, niczym opętana. Próbując się do niej zbliżyć Anthony poczuł ból w nodze, więc pozostał na swoim miejscu.
- Nie dotknę cię więcej jeżeli tego nie chcesz - powiedział z bólem. - Tylko proszę, nie odsuwaj się ode mnie. Nie zniosę tego.
Emma spojrzała na jego nogę, która przestała już ją przypominać. Stała się opuchniętym balastem, którym Anthony nie umiał już nawet poruszać. Zobaczył, jak twarz Emmy wypełnia się łzami, nie wiedząc co zrobić powiedział tylko: "Jeżeli mam umrzeć, chcę to zrobić przy tobie".
____________________________
Jest i siódmy rozdział. O wiele dłuższy, jak widzicie, od poprzedniego, ale nadal nie jestem w pełni z niego zadowolona. Mam jednak nadzieję, że wzbudził w Was jakieś (jakiekolwiek) emocje, bo o to mi chodziło. Mamy już prawie wakacje, więc zapowiadam, że wkrótce zmienię szablon na jakiś ładniejszy i po prostu bardziej pasujący. Pozmieniam opisy postaci itd. żeby wszystko było ładnie. Mam nadzieję, że szablon mi wyjdzie, bo ostatnimi czasy zaczynam robić je coraz lepiej :) Jak Wam się podoba rozdział? Piszcie!
Pragnę tylko podkreślić, że każdy komentarz motywuje mnie do pisania i jest bardzo ważny, bo wtedy wiem, że nie piszę na próżno!
Edit: Jak widzicie zmieniłam wygląd diametralnie! Męczyłam się dwa dni, także mam nadzieję, że się Wam podoba... Na to liczę :)

12 komentarzy:

  1. rozdzial zajebisty nie moge doczekac sie kolejnego :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dziękuję, liczyłam właśnie, że chociaż trochę się spodoba :)

      Usuń
  2. Dobra, dzisiaj zostawie dłuższy komentarz niż zwykle, bo po prostu.... eh.
    Jest mi mega bardzo w kit przykro że Emmę spotkało takie nieszczęście.nie wiem czym sobie na to zasłużyła bo przecież zawsze była dobrą osobą a tu jak przewidywałam gwałt. Bardzo mi przykro, na prawde smutno mi teraz po tym jak przeczytalam ten rozdzial. Ale to nie znaczy ze rozdzial mi sie nie podoba. Wydaje mi sie ze to jeden z najlepszych rozdzialow jakie napisalas, jest pelen fajnych opisow, mega podobalo mi porownanie twarzy ems do pracy picassa, widac ze sie znasz na pisaniu, na prawde.
    Moze moj komentarz wyda sie haotyczny ale no niestety, mam wielkie feelsy po tym rozdziale.
    Jest mi tez przykro ze nie ma dannyego nadal eh, ale ciesze sie ze tony nie jest juz takim dupkiem.

    Wierze ze szablon bedzie genialny kochana wiec juz nie moge sie doczekac efektu :)
    Pozdrawiam i czekam na nowy rozdzial z niecierpliwoscia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami trzeba ucierpieć żeby być szczęśliwym... Dzięki za miłe słowa :*

      Usuń
  3. Świetny rozdział. Dziewczyno ile ja się przez ciebie napłakałam ! Jeszcze żadne opowiadanie nie wzbudziło we mnie tyle emocji jak ten! Pięknie piszesz tak ciekawie, oryginalnie i emocjonalnie. Zazdroszczę talentu i pomysłów. Szczerze? Dziwię się dlaczego jest tak mało komentarzy... większość czyta i jest zbyt leniwa na pisanie komentarzy. Mówię Ci świetny blog. Powiedzenia w dalszym pisaniu :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi, że przez to głupie opowiadanie płaczesz, bo nie warto. To wszystko jest wymyślone, także bez spięć :C
      Dziękuję za miłe słowa, to dla mnie wiele znaczy, na prawdę! :)

      Usuń
  4. Omg, dziewczyno przesadzilas!
    Po pierwsze to zajebisty rozdzial jezu zakochalam sie. Dawno tu mnie nie bylo ale jak momentalnie zobaczylam TO to myslalam zd zemdleje. Emma zgwalcona wtf.
    Baddzo mi przykro ze ja skrzywdzono i boje sie jednej rzeczy ze teraz jak tony wreszcie zrozumial swoje uczucia to ona bedzie go odrzucac... ranisz mnie tym serio xd
    Po drugie to piekny szablon! Nie wierze ze sama go zrobilams jeju jestes taka zdolna... wszystko umiesz robic? To troche wkurzajace xd
    Ps czy anthony xzasem nie zmienil twarzy? Xd nie zmienia to faktu ze ten koles jest przystojny, natomiast joshua brand ostatnio juz nie xd
    Rzycze weny kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *życzę :)
      Dziękuję za miłe słowa. Długo się męczyłam nad szablonem. Miałam już cały zrobiony, odwidziało mi się i wszystko znów zaczynałam od podstaw, ale mówi się trudno. Teraz jak najbardziej mi odpowiada.
      Tak, Anthony NARESZCIE jest taki jaki chciałam. Wiem, Brand to oszust. Ma ładne zdjęcia, ale wygląda nieciekawie, natomiast Aaron to już inna sprawa.
      Jeszcze raz dzięki. :)

      Usuń
  5. Boskie! Jestem pod wrażeniem!
    Pisza dalej i niech nie opuszcza cię wena, sońce :3
    PS Anthony - extra!

    OdpowiedzUsuń
  6. Przede wszystkim - przepraszam, że tyle nie komentowałam, ale miałam problem z internetem. Ale mniejsza o to. Teraz ważniejsze.
    CHCESZ MNIE ZABIĆ? Ja nie wiem ile razy próbowałam to przeczytać, żeby mi łzy nie przeszkadzały i wiesz co? Dosłownie, bez kłamania, musiałam zaczynać cztery razy. CZTERY, żeby w końcu normalnie to doczytać i móc skomentować. Nienawidzę cię tak bardzo, że nie wiem co ci napisać. Powinnaś teraz leżeć na podłodze i topić się we własnych łzach, tak jak ja to robiłam przez jakieś piętnaście minut. Ja nie wiem jak ja przeżyję do kolejnego rozdziału, po co ja to w ogóle czytałam, niszczysz mi życie.
    Anthony jest najcudowniejszy na świecie, chcę takiego jednego dla siebie. Jak on się martwi o Emmę, raaany. Końcówka.. nie, nic ci o tym nie napiszę. Boże, znowu płaczę. Naprawdę pierwszy raz tak się popłakałam. Oni oboje są idealni, stworzeni dla siebie, nie wiem co jeszcze... Rany. Jak mogłaś mi zrobić coś takiego? Oni mieli mieć wspaniały happy end, już widziałam ich przyszłość - gromadka dzieci, Z DALA OD ISABELLE. Nie, jej to ja jakoś tu nie widzę.
    Błagam, daj już kolejny rozdział. Tony, weź mi się nie załamuj. :c Kocham, kocham, kocham. Przepraszam, że tak chaotycznie i w ogóle, ale w sumie dobrze ci tak, weź czuj mój ból. Nienawidzę cię.

    http://banshee-fanfiction.blogspot.com/
    @heronstiles

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zapomniałam jeszcze o Teo i Lucy - za nich nienawidzę cię podwójnie. Boże, cudowni są. <3

      Usuń