sobota, 1 marca 2014

III. So I’ll use my voice, I’ll be so fucking rude. Words they always win, but I know I’ll lose.

"Więc użyję głosu, będę cholernie nieprzyjemny.
Słowa zawsze zwyciężają, lecz wiem, że i tak przegram."
 ► Tom Odell - Another Love

Biel.
Biel opanowała wszystkim umysły.
Białe ściany, białe światła i białe podłogi szpitala opanowały życie Emmy, Anthony'ego i Dannego. Mimo że ta dwójka nie była wobec siebie zbyt przyjazna, a ich rozmowa polegała na wypowiadaniu serii przekleństw, udało im się wytrwać w swoim towarzystwie dwie długie doby. Danny pojawił się w szpitalu zaraz po tym, jak Em do niego zadzwoniła, co wyprowadziło jeszcze bardziej z równowagi Tony'ego.
Siedzieli teraz wszyscy troje na korytarzu przed Oddziałem Intensywnej Opieki Medycznej. Emma starała się przypomnieć sobie co działo się w chwili, gdy dobiegła do Teophila. Widziała tylko morze krwi; krwi tak bordowej i gęstej jakby nie było już ani kropli w organizmie jej brata. Potem tylko widziała biel, niekończącą się biel o pięknym odcieniu, tą najbielszą z bieli. Ocknęła się w karetce, trzymana mocno przez Anthony'ego za rękę. Poczuła się wtedy tak bezpiecznie, jakby nic się nie stało, jakby wszystko było dobrze, jakby życie było cudownie proste. Jeden dotyk sprawił, że pomyślała, że wcale nie jest tak źle, póki on trzyma ją za rękę.Kiedy Tony zobaczył, że się ocknęła natychmiast ją puścił, a Emmę zalało morze łez i rozpaczy.Obudziła się w szpitalu, w łóżku. Obok niej siedział Danny i rozprawiał pod nosem, jak bardzo jest na nią zły...
- Przepraszam - poczuła szarpnięcie. - Przepraszam, panna Radder?
Z obłoków wspomnień wyrwała ją młoda lekarka. Emma podejrzewała, że jest pewnie na stażu, wyglądała na dwadzieścia lat lub trochę więcej. Miała wspaniałe blond włosy, opadające kaskadą na ramiona, takie o jakich Emma zawsze marzyła. Nim poznała jej imię, zdążyła oblać ją fala zazdrości.
- Przepraszam, że niepokoję, ale pani brat właśnie się ocknął i... Pewnie chciałaby pani go zobaczyć.
W jej oczach Emma widziała dobro i troskę, poczuła lekki ból w brzuchu, oceniając ją tak pochopnie.
- Proszę mówić mi Emma - powiedziała i lekko się uśmiechnęła.
- Oh, jestem Luciana Folweters*. Tak, dość zabawne imię... - miała urażoną minę, jakby nadal była zła na rodziców, że nadali jej właśnie takie imię.
- Lucy.
- Słucham?
- Będę do ciebie mówić Lucy. Oczywiście, jeśli pozwolisz...
- Bardzo ci dziękuję.
Emma nie wiedziała, że co wdzięczna jest jej Luciana, ale postanowiła, że nie będzie o to wypytywać. Nie mogła się już doczekać kiedy zobaczy Teophila. Lucy pewnym gestem zaprosiła ją do drzwi i wprowadziła na oddział.
***
Kiedy zobaczył ją wchodzącą do pokoju zalała go fala goryczy i złości. Z jednej strony - chciał wstać, podbiec do niej, uściskać ją. Z drugiej jednak chciał pobiec do Tony'ego i Dannego i zrobić im coś na kształt ostatniego egzorcyzmu.
Emma wyglądała jak ostatnie nieszczęście. Pod jej oczami utopiły się dwa duże cienie - u zwykłych ludzi oznaczały przemęczenie - ale u niej było to wyczerpanie. Był zły, że żaden z jej przyjaciół, w szczególności liczył na Danny'ego, gdyż Anthony nie miał z Em dobrych stosunków, nie zabrał jej do domu i nie kazał się umyć i położyć spać.
Emma, jakby wyczuwając jego gniew powiedziała na wstępie:
- Nie chcesz mnie widzieć? Myślałam... Ta młoda lekarka, Lucy, kazała mi tu przyjść. Jeśli nie chcesz żebym tu była...
- Nie, nie - Teo zapomniał, jak ogromny ból sprawia powiedzenie choć jednego słowa ze złamanym żebrem i ciałem przebitym kulą. - Powiedziałbym, że cieszę się, że cię widzę, ale to nie prawda...
Nie widział u Emmy takiej miny od kiedy w wieku czterech lat zjadła miąższ z cytryny.
- Teo, o co chodzi?
- Em, spójrz jak ty wyglądasz... Jak mogłaś doprowadzić się do takiego stanu? - wydawała się być zszokowana, tym co słyszy. - Masz na sobie koszulę ojca, wyciągniętą z bagażnika, wiesz ile ona ma lat? Kiedy ostatni raz spałaś? Czy ty w ogóle myślisz...
- Zamknij się! - zaczęła łkać, pozbawiona jakichkolwiek oporów krzyknęła: - Jestem tu dla ciebie od 48 godzin, siedzę jak idiotka, czekam, a ty... Ty! - wskazała na niego. - Ty dajesz mi cholerne kazania na temat tego, że mam na sobie jakiś stary łach! Od kiedy zacząłeś interesować się modą?!
Była zbulwersowana i gniewna. Cała Emma, pomyślał Teophil.
- Ems, to nie tak... Martwię się o ciebie, dobrze wiesz...
- Człowieku! Przestań mnie traktować, jak małe dziecko, mam 17 lat! Ty natomiast - ściszyła głos, przeciągnęła głowę i usiadła na brzegu jego łóżka. -  Ty natomiast masz złamane żebro i postrzeloną klatkę piersiową. Ledwie uszedłeś z życiem, więc, proszę cię, nie rób mi wyrzutów o ubranie. Obiecuję, przysięgam, że położę się spać zaraz po tym, jak stąd wyjdę. Pojadę do domu i położę się spać, obiecuję.
Jej uśmiech sprawił mu tyle radości, że miał ochotę przedostać się przez barierę krzywd tego świata i zagubić się w bezkresach wieczności. Jakkolwiek to brzmiało - w jego głowie, był to raj.
- Bardzo cię kocham, siostrzyczko - wymamrotał i lekko posunął się w stronę jednej z barierek łóżka, dając Emmie do zrozumienia, że chce, aby położyła się obok niego.
- Ja ciebie też - szybkim susem znalazła się obok niego i przytuliła się, próbując nie sprawdzić mu przy tym bólu. - I cokolwiek się stanie... Cokolwiek. Wiedz, że zawsze cię kochałam i wszystko co zrobiłam, było dla ciebie.
***
- Emma, Emma - poczuła szturchanie. Otworzyła oczy i ujrzała Lucianę. - Przepraszam, że niepokoję, ale godziny odwiedzin już się skończyły.
- Oh - Emma zrobiło się słabo. Lekko odwróciła wzrok na Teophila, który głęboko spał w ograniczającej go przez nią przestrzeni. - Powinnam dać mu się wyspać...
- Ty też powinnaś - uśmiechnęła się lekko. - Źle wyglądasz. Jeżeli chcesz mogę ci udostępnić pokój tutaj, w szpitalu.
Emma po raz pierwszy widziała tak dobrego człowieka. Lucy była po prostu dobra, tak dobra, że Em bała się, że ktoś ją kiedyś wykorzysta i zrani.
- Dziękuję, ale obiecałam Teo, że wrócę do domu - zmusiła się na uśmiech.
- Bardzo się kochacie. To widać. Łączy was niesamowita więź... to piękne. Chciałabym mieć takiego brata jak ty...
- A jakiego masz?
- Nie mam. Odebrano mi rodzinę, gdy byłam mała. Wychowały mnie siostry zakonne. Dlatego jestem takim sztywniakiem.
Emmie zrobiło się przykro. Sama w domu dziecka spędziła pięć lat, ale to co musiała przeżywać Luciana było o wiele gorsze.
- Nie jesteś sztywna - pocieszyła ją. - Jesteś wspaniałym człowiekiem.
Złapała ją za ramię i posłała podnoszący na duchu uśmiech.
- W takim razie, do zobaczenia. Zaopiekujesz się nim podczas mojej nieobecności?
Lucy spokojnie spojrzała na Teo.
- Tak, będę o niego dbać.
- Bardzo ci dziękuję. Jesteś moim aniołem.
Wyszła z oddziału i poczuła lekkie zawirowania, jakby miała upaść. Sama zaczęła się martwić, że za mało sypia, ale to nie było teraz ważne. Ważny był Teophil.
Zaczęła się chwiać, jakby traciła grunt pod nogami. Próbowała złapać się poręczy dla niepełnosprawnych, ale nagle okazała się jakby odległa o milion kilometrów. Poczuła, że się zatacza, że traci kontrole nad własnym ciałem. Coś, jakby kłoda pod jej nogami nakazywało jej upaść. Już czuła powietrze lotu upadku, kiedy ktoś złapał ją mocno za biodra i otulił swoim ciałem, aby nie upadła.
Poczuła bezpieczeństwo, to samo bezpieczeństwo, jakie odczuwała w karetce. Wiedziała, kim była ta osoba. To mógł być tylko on.
- Anthony... nic mi nie jest - siliła się na oschłość, nie chciała pokazać słabości.
- Tak, oczywiście - wydawał się nie być zdziwiony jej zachowaniem. Jakby znał ją od zawsze. - Ja też czasami tańczę chaotyczny taniec w szpitalu, niczym zombie z taniego horroru. Tak po prostu, dla zabawy.
Nadal ją trzymał w swoich ramionach.
Emma myślała, że się speszy, tak samo jak w karetce; nie chciała tego, chciała aby ją tak trzymał wiecznie, zapewniał bezpieczeństwo, po prostu. Sama zdała sobie sprawę jak bardzo sprzeczne relacje łączą ją z Tonym. Nienawidziła go - fakt, ale gdy jej dotykał, czuła jakby znajdowała się we własnym azylu, do którego nikt nie może wkroczyć.
- Proszę - czuła ile wysiłku wymaga od niego to słowo. - Chodź, zabiorę cię do domu.
Nie odmówiła, nie czuła takiej potrzeby. Chciała tylko, żeby przestało jej się kręcić w głowie, żeby wszystko było normalnie.
Ale nie było.
Nie zapowiadało się też, że tak ma być.
- Dobrze. Zabierz mnie stąd.
***
Znajdowała się nad dziwnym jeziorem, czuła, że je zna z dzieciństwa, jakby wyblakła kartka na ścianie życia. Było ciemno a jej nogi były całe we krwi, czuła ból dochodzący z uda, jakby ktoś przebił je na wskroś nożem. Lekko przesunęła się w stronę wody, by móc oczyścić się z czerwonej substancji. Nagle poczuła oddech na szyi, odwróciła się i zobaczyła... potwora. Mężczyzna w masce zaczął ją dotykać, uderzać i ranić nożem jednocześnie, tak, że nie potrafiła wydostać się z jego morderczego uścisku...
Budząc się usłyszała własny krzyk.
Zaczęła w spazmatycznych ruchach trząść się na łóżku i płakać. Nie mogła ocknąć się z amoku snu.
- Em - usłyszała głos Danny'ego. - Ems, co się dzieje?
Podbiegł do niej i przytulił mocno. Trzymał ją w uścisku tak długo, póki jej oddech wrócił do normy a ona sama przestała się trząść.
- Emma, co się stało? - jego oczy były pewne obaw.
- Dan, dobrze że jesteś - powiedziała. - Miałam zły sen... koszmar.
- Cokolwiek to było, to był tylko sen.
Emma chciałaby, by to był sen. Przez cały ten pobyt w szpitalu zapomniała, co jest prawdziwym problemem, powodem postrzelenia jej brata i zaginięcia ojca. Bała się o swoje życie, a jej organizm potwierdzał tę tezę.
- Wszystko będzie dobrze, Em. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.
Jego dłonie trzymały ją mocno za ramiona, głaskał ją w geście pocieszenia, starał się być dla niej oparciem. Cieszyła się, że teraz jest przy niej.
- Emmo... - zbliżył swoją twarz do jej twarzy i delikatnie wyszeptał jej do ucha: Zawsze będę cię chronił przed złem tego świata, przysięgam.
Musnął ustami jej ucho, sprawiając że się uśmiechnęła, ten delikatny gest obudził w niej szczęście, jakby ktoś zapalił słońce. Danny - wyraźnie zadowolony jej reakcją - ręką dotknął jej twarzy i złapał za podbródek, aby zbliżyć jej twarz do swojej. Nigdy nie była jeszcze tak blisko z Danem. Ten - rozwarł usta, jakby chciał ją pocałować, a raczej zatopić w niej swoją duszę. Poczuła lekkie mrowienie w brzuchu i zbliżyła się jeszcze bardziej, tak, że dzieliły ich tylko milimetry. Chciała rzucić się w ocean uczuć, zapomnieć o wszystkim, po prostu żyć.
Nim dotknęła warg Danny'ego do pokoju wpadł zdenerwowany Anthony. Gdy zobaczył ich w objęciach - Emmę z lekko podniesioną koszulką i rozpalonymi policzkami i Danny'ego, zdecydowanie zbyt szczęśliwych, wydał z siebie niecenzuralne słowo.
- Co... co do cholery? - dodał chwilę później. - Wiecie co? Nie będę wam przeszkadzał, oczywiście. Te moje maniery... A, zanim wyjdę... Dostałaś uroczy telefon ze szpitala, że Teo stracił przytomność i nie oddycha. Jest teraz podłączony do respiratora - spojrzał na nią tak, jakby była najgorszą trucizną. - Ale co cię to interesuje, prawda? - wyszedł i trzasnął drzwiami.
Emma wybiegła za nim po schodach i krzyknęła:
- Zawieź mnie! - nie odwrócił się. - Słyszysz?! ZAWIEŹ MNIE TAM!
Szedł w stronę drzwi nie zwracając na nią uwagę. Poczuła pieczenie na policzkach.
- Proszę cię, proszę, nie zostawiaj mnie, proszę.
Zatrzymał się i spojrzał na nią przez ramię.
- Chodź do auta - powiedział tylko i wyszedł. Emma poczuła lekki promyczek radości w ciemnym zmroku serca. Miała już wychodzić, kiedy usłyszała dzwoniący telefon. Podeszła i odebrała słuchawkę.
- Halo? - usłyszała ochrypły śmiech, a potem tylko parę słów.
- Ty. Moja. Wieczność.
W tle można było usłyszeć płacz. Był to męski ostry płacz. Płacz i krzyk. Jakby piekło wołało: Emma!


_____________________________________
*Luciana Folweters - nowa bohaterka; w spisie

3 komentarze:

  1. Kocham to, kocham to, kocham to. Dziewczyno, to jest teraz moje ulubione opowiadanie i nie kłamię. Jak nie mam czasu na czytanie, to tutaj zawsze będę wchodzić. Jesteś genialna i tym razem muszę zostawić dłuższy komentarz, bo mi to nie da spokoju.
    Po pierwsze - jak się ucieszyłam, kiedy przeczytałam, że Teo nic nie jest. Wiesz, na początku patrzę: OIOM. Myślę sobie "Boże, tylko nie to". Ale się obudził i całe szczęście. Akurat on najmniej zasłużył sobie na jakąkolwiek karę i mam nadzieję, że o tym wiesz (tak sugestia do końcówki, ale to potem).
    Dalej... Anthony i Emma. Co są cudowni to dramat. I złamałaś moje serce tą sceną z Dannym. Nie będę ich shippować, wybacz, haha. Boże, ale jak widać, że Tony jest tak piekielnie zazdrosny. I to jest takie słodkie, bo oni ciągle się przecież kłócą. Jednak widać, że Tony skoczyłby za nią w ogień, naprawdę. Na przykład ten moment, gdy Emma prawie zemdlała. Swoją drogą tekst Anthony'ego o tańcu był idealny, haha. Albo później, kiedy się na nią wściekł, ale słysząc prośbę zareagował. Grasz na moich emocjach i to bardzo.
    Co do końcówki... gorzej zakończyć nie mogłaś. Ja się teraz nie doczekam kolejnego rozdziału. Nie dość, że stan Teo znów się pogorszył, to jeszcze ten telefon do Em. Ten płacz w tle, to był jej ojciec? Boże, aaa.
    Przepraszam, że ten komentarz jest tak chaotyczny, ale jeszcze nie ochłonęłam. Pisz szybko dalej! <3
    W ogóle kiedy można się spodziewać kolejnego rozdziału? :)

    + Zapraszam też do siebie na trójkę. x
    http://delirium-fanfiction.blogspot.com/
    @snogstyles_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy w ogóle opublikuję nowy rozdział. Jesteś chyba moją jedyną czytelniczką, wydaje mi się że ten blog to klapa. Czuję że to nie ma sensu :(

      Usuń
  2. Absolutna rewelacja! Nie możesz przestać pisać! Uwielbiam twojego bloga! Też mam jak na razie małą ilość czytelników, ale nie warto się tym przejmować. To się zmieni. A nawet jeśli nie to warto tworzyć dla tych nielicznych, którzy to doceniają. Zatem powtórzę: JA UWIELBIAM TWOJEGO BLOGA! Opowiadanie jest naprawdę doskonałe! Inne niż wszystkie jakie do tej pory czytałam. Po prostu świetne! Czytanie go całkowicie mnie pochłania, trzyma w napięciu. Dlatego mam nadzieję, że jednak dodasz nowy rozdział, a jak to zrobisz poinformujesz mnie o nim :) Buziaki :* :*

    [http://walczacy-z-demonami.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń